Ubrała błękitną bokserkę, niebieskie rurki i swoje
ulubione buty na koturnie. Protesty zdały się na nic. I tak musiała iść.
Umalowała się, a włosy pozostawiła rozpuszczone. Nie chce mi się z nimi bawić myślała. Jako szefowa całego śledztwa,
dała swoim kolegom wolne na dzisiejszy wieczór. Nie chciała, by siedzieli nad
tym cały czas. Oni też chcieli spędzić trochę czasu ze swoimi rodzinami.
Weszła do
salonu, gdzie Gawryszewski oglądał Polsat.
- Idziemy? – zabrała
pilota i wyłączyła urządzenie.
- Gotowa? To idziemy.
- A ty? Poza litrem
perfum – udała, że odgania zapach od siebie.
- Ja się nie muszę
przygotowywać. I tak mam branie – zaśmiali się.
Wyszli z mieszkania i wsiedli do auta
siatkarza. Czuła, że będzie je prowadzić w drodze powrotnej. Gawryszewski miał
smykałkę do upijania się do nieprzytomności w najmniej potrzebnych momentach.
Patrzyła
za okno, gdzie wschodził już księżyc. Był prawie w pełni. To dlatego nie mogła
zasnąć. Często przed pełnią przewracała się z boku na bok, a sen nie mógł
przyjść. Następnego dnia z reguły była niewyspana i wyglądała niczym zombie.
Po wejściu
do klubu natychmiast podeszła do baru i zamówiła pierwszego lepszego drinka,
którego nazwa wpadła jej w oko. Nie miała ochoty tańczyć. Chciała jak
najszybciej wyjść z klubu i położyć się na kanapie w domu przed ulubionym
serialem z kubkiem kakao. Miała jednak świadomość, że ktoś musi dowlec Bartosza
do wyżej rzeczonego mieszkania.
Nie
minęło pół godziny, a już lekko
podchmielony Gawryszewski podszedł do miejsca, gdzie siedziała i wyciągnął ją
do tańca. Na nic był opór. Siatkarz miał zdecydowanie zbyt dużo siły. Po
krótkiej chwili oporu i tak wylądowała w jego ramionach. Na początku nie miała
zamiaru współpracować i tańczyć tego wolnego. Ale musiała się poddać, po
spojrzeniu w jego oczy.
Około dwudziestej trzeciej dziewczyna i
siatkarz wyszli z klubu, kierując się w stronę auta Gawryszewskiego. Oczywiście
było pewne, że to nie siatkarz usiądzie za kółkiem. Przez całą drogę do domu
Bartosz starał się jakoś trzymać, choć nie wychodziło mu to tak jakby chciał.
Przed
blokiem udało mu się upaść, ale nic sobie z tego robił. Wstał i jak gdyby nigdy
nic wszedł do mieszkania. Tam usiadł na kanapie i po chwili rozległo się jego
chrapanie.
Około
godziny dziesiątej następnego dnia, w mieszkaniu zadźwięczał dzwonek. Julita
poszła otworzyć, a to co za nimi zobaczyła, trochę ją zdziwiło. Była to jej
szwagierka, Marcelina razem z córką Basią. Kobieta przyszła do bratowej z
prośbą, by ta zajęła się małą przez najbliższe dwa dni.
- A gdzie jest
Marcin? – spytała policjantka, wpuszczając obie do środka.
- Wyjechał w
delegację, a mój szef oznajmił dzisiaj, że ja też mam jechać – westchnęła Marcelina.
- No to jedź. Basia
będzie się czuła u nas dobrze – zapewniła szatynka. – Jestem pewna, że razem z
Bartoszem się dogadają.
Gdy
szwagierka wyszła, Julita postanowiła
obudzić Gawryszewskiego. Oczywiście pomogła jej w tym mała Basia i już po
chwili siatkarz narzekał na kaca mordercę.
- Coś słabą masz
głowę – zaśmiała się Ferenczak.
- Ciociu, poczytasz
mi? – mała weszła do pokoju.
- Pewnie, masz jakąś
książeczkę?
- Mam. Legendy
polskie.
- No to przynieś i
bierzemy się za lekturę. A wujek Bartosz zrobi kakao, tak?
- Nie –
zaprotestował nagle siatkarz.
- Nie masz nic do
gadania – uśmiechnęła się pani policjant.
Od autorki: otóż dzisiaj wyjątkowo nie mam nic do powiedzenia.
Jak zwykle nie mam pojęcia co napisać w komentarzu.
OdpowiedzUsuńNapiszę to co zwykle, czyli świetny rozdział.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam. : )
Rozdział świetny, a Bartosz przekonał się nie po raz pierwszy zapewne, że kac morderca nie ma serca ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Wypiłabym to kakao *.* Mam nadzieję, że uda się rozwiązać sprawę tych morderstw. Czekam na następny ;D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ta sprawa z morderstwem... No, ale taka odskocznia od pracy to jej się przydała. Nieźle zabalował ten jej współlokator ;)
OdpowiedzUsuń