Wszystko
skończyło się dobrze. Mama wykurowała się i teraz jest już zdrowa. Oczywiście
Krzysiek i Arek robili, co mogli, bardzo nam pomagali. Jutro Arek wyjeżdża
razem z Agą do Maceraty. Tak się na to cieszy. Kurde, naprawdę miło patrzeć na
jego szczęście. Krzysiek ostatnio jest taki przygaszony. Ale mówi, że to przez
problemy z kolanem.
Zaprosili mnie
do siebie na wieczorek pożegnalny. Wszystko było po prostu przekomiczne.
Chłopaki się wygłupiali, śpiewali, wariowali. My z Agnieszką tylko patrzyłyśmy
na nich z politowaniem. Aż około dziesiątej wieczorem, powiedziałam, że idę
już, bo miałam ciężki dzień i jestem zmęczona.
Wychodzę, a
za mną wybiega Krzysiek. Jest bardzo zestresowany, to widać.
- Różyczko, chyba
ci muszę coś powiedzieć – patrzy mi w oczy.
- No to słucham.
- To nie jest takie
proste.
- Po prostu
powiedz, a nie rób problemów.
- Dzisiaj sobie
uświadomiłem, że tak naprawdę mi na tobie zależy – wyznał, spuszczając głowę. –
Ale nie na przyjaźni. Na miłości. Twojej miłości.
Nie wiem,
co mu odpowiedzieć, bo jest mi bliski, ale sama nie wiem, co do niego czuję.
Biorę go za rękę i mocno ściskam, uśmiechając się przepraszająco. Musi jeszcze
poczekać. Przytulam go. Jest moim oparciem, bardzo pomógł, gdy mama była w
szpitalu. Wpatruję się w jego oczy, które wyrażają wahanie, zwątpienie.
Zmniejsza dystans między naszymi ustami, by w końcu je połączyć. Wplatam palce
w jego włosy. I już nie myślę.
Mój mózg
nie rejestruje tego, co się dzieje. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie
wiem, czy zapamiętam. Po prostu czuję się w końcu szczęśliwa.
- Pojutrze masz
urodziny – mruczy mi do ucha. – Już coś zaplanowałem. Zgodzisz się ggdzieś ze
mną wyjść?
- Chętnie –
uśmiecham się. – Ale może nie stójmy tak tutaj, bo Arek i Aga gotowi pomyśleć,
że coś tego…
Krzysiek w lot pojmuje, co mam na myśli i natychmiast bierze mnie za
rękę i ciągnie do samochodu. Wbrew pozorom, do niczego nie dochodzi. Odwozi
mnie pod dom, ale jeszcze długo rozmawiamy. Zanim wysiądę postanawiam jeszcze
zadzwonić do Arka i Agi i się z nimi pożegnać. Gołaś odbiera po kilku
sygnałach.
- Arek,
przyjacielu nasz – mówimy równo z Krzyśkiem. – My chcieliśmy jeszcze tylko
życzyć szerokiej drogi!
- Co jak co, ale
ja mam nadzieję, że nas odwiedzicie w Maceracie?
- Oczywiście,
nie przepuścimy takiej okazji.
- No więc
dobranoc – słychać, jak tłumi ziewnięcie.
- Słodkich snów.
Śpijcie dobrze – mówimy, a Krzysiek dopowiada – I się postarajcie, bo ja chcę
chrześniaka!
Wybuchamy śmiechem, po czym się rozłączamy. Chcę już wysiąść, ale
Krzysiek uniemożliwia mi to, trzymając mnie za rękę. Składa na moich wargach
delikatny pocałunek i dopiero wtedy pozwala mi odejść.
Jeszcze tylko jeden, ten ostatni. Ten najgorszy.
Kurde wiem co teraz nastąpi i ciężko mi przejść nad tym do porządku dziennego. Niestety nigdy nie ma odpowiedniej chwili na śmierć, ani odpowiedniego wieku, ale w dwójnasób jest ciężko gdy umiera tak młoda osoba. Prze[raszam, ze o tym piszę ale teraz tylko to miałam w głowie
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale cięgle zapominałam. Od początku było widać że Krzysiek coś do niej czuje. Szkoda,że tak szybko się kończy.Ciekawe czy mimo tej tragedii nadal będą z Krzyśkiem parą. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńWcale nie musisz tego kończyć zgodnie z rzeczywistością. To twoje opowiadanie, twoja sprawa, twoja wizja :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał, mimo, że krótki. Nieśmiały Krzysiek to coś nowego, ale odważył się na prawdę i mu się opłaciło ;)
Pozdrawiam
Az strach pomyśleć, co wymyślisz na zakończenie tej historii. Strach myśleć o tym, co stanie się Arkowi, co przeżyje Aga. Strach myśleć o tym, że coś się popsuje, bo przecież nie może skończyć się źle :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dzuzeppe :-*
Chyba wszystkie wiemy co będzie w kolejnym i w sumie, to chcę żebyś jak najpóźniej go dodała... bo nie chce czytać o śmierci, nieszczęściu, żalu, rozpaczy... :(
OdpowiedzUsuńAle może wymyślisz jakiś oryginalny pomysł, i jednak nie będzie tego w kolejnym o czym myślimy, chciałabym, żeby tak było.